Enjoy!
Po
raz kolejny tego samego dnia maszeruję przez mokre korytarze wykute
z skale. Nie wiedzieć czemu, mój Pan upodobał sobie tego typu
klimaty. Jakby nie mógł przeprowadzić mnie przez bezpieczne, suche
i przyjemne marmurowe sale na górze, bez szczurów i pająków.
- Tępy głupek bez wyczucia stylu - mamroczę pod nosem w nadziei, że nikt mnie nie usłyszy.
Przeciskam się między ścianami, wycierając rękawami śliskie kamienie. Nie znoszę tego miejsca, ale to ja jestem tu od specjalnych zadań, więc co chwilę muszę to znosić. Chyba powinnam poprosić o lepsze warunki pracy.
- Tępy głupek bez wyczucia stylu - mamroczę pod nosem w nadziei, że nikt mnie nie usłyszy.
Przeciskam się między ścianami, wycierając rękawami śliskie kamienie. Nie znoszę tego miejsca, ale to ja jestem tu od specjalnych zadań, więc co chwilę muszę to znosić. Chyba powinnam poprosić o lepsze warunki pracy.
Nie
mam niestety czasu na rozmyślania, gdyż wychodząc zza zakrętu
wpadam na jednego ze służących. Dosłownie. Uderzamy się głowami,
a on upuszcza na podłogę jakieś zawiniątko.
- P-przepraszam. Nie zauważyłem panienki - tłumaczy się.
Rzucam mu wściekłe spojrzenie, spoglądam na swoją szatę i patrzę mu w oczy. Unoszę brodę, zadzieram materiał do góry i z całej siły depczę mu stopę.
-Wybacz. Nie zauważyłam panienki - mówię z wrednym uśmiechem, przeciągając samogłoski w ten śmieszny sposób, w jaki robi to on, specjalnie nazywając go „panienką”.
Omijam go, trącam w ramię i zostawiam, skaczącego na jednej nodze i jęczącego z bólu. Cóż, ciężkie obcasy czasem się przydają. Niestety nie udaje mi się pozbyć go na długo, gdyż już po chwili słyszę za sobą jego niezgrabne kroki. Liczę do pięciu, ale kiedy zauważam, że jest coraz bliżej, odwracam się szybko.
- Bu! - krzyczę mu prosto w twarz.
Potyka się, zaskoczony i ląduję pod moimi nogami. Z zawrotną prędkością podnosi się z podłogi i prostuje się, po czym poprawia czerwoną koszulę i zaciąga swój żałosny żółty krawat w kropki. Mierzę go wzrokiem, próbując się domyślić, czego znów ode mnie chce. Mrużę oczy. Krzyżuję ręce i przyglądam mu się wyczekująco.
- Ekhm - odchrząka.- Mam panienkę odeskortować do Wielkiej Sali.
Nie wytrzymuję i parskam śmiechem. Wielkiej Sali. Cóż, tak nazywa się pomieszczenie wielkości dużego biura, w którym urzęduje mój Pan. A co do jego eskorty...
- Ha! - Nie mogę przestać się śmiać.- Ty? Odeskortować? I niby przed czym mnie ochronisz? To ja będę miała dodatkowy problem i obciążenie w postaci pilnowania twojego tłustego tyłka, ty ośle!
Przez chwilę patrzy na mnie i wygląda, jakby miał się zaraz rozpłakać. Ale nie mam ochoty tego oglądać, więc postanawiam odrobinę się uspokoić, byle tylko nie słyszeć tego potwornego łkania.
- Dobra - mówię.- Zaprowadź mnie do tej Wielkiej Sali.
Uśmiecha się do mnie i już chwyta moją rękę, ale w porę ją wyszarpuję.
- Hej! - wrzeszczę.- Nie dotykaj mnie, albo porozmawiam sobie z Twoim szefem- ostrzegam.
Natychmiast spuszcza wzrok i patrzy w podłogę. Wysuwa się naprzód i zaczyna powoli iść. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że pan przewodnik zapomniał o świetle. Pstrykam palcami i moja dłoń staje w płomieniach, oświetlając korytarz. Mój strażnik zerka na mnie i otwiera szeroko oczy. Tupię w jego stronę, a on natychmiast odwraca się i oddala w popłochu. Idę za nim, udając, że jest mi do czegokolwiek potrzebny.
Nagle czuję pod stopami coś nieprzyjemnego i słyszę podejrzane chrupanie. Kieruję dłoń w dół i krzywię się z niesmakiem. Kości. Oczywiście, nasz gospodarz musiał urozmaicić i ten kawałek wnętrza. On myśli, że ma niezwykły gust, ale gdybym ja miała mu powiedzieć co o tym myślę, to wierzcie mi, ludzie nie wymyślili jeszcze tylu słów.
- T-to tutaj, panienko - jąka się służący.
- Tak, wiem - rzucam z wyższością.- A teraz spadaj, bo przypalę ci ten twój tani krawat.
- Dostałem go od dziadka! - protestuje.
- I co? Powinno mnie to obchodzić? Raczej nie - kończę, nie dając mu dojść do słowa i macham dłonią przy jego nosie. Odskakuje i odbiega w ciemność.
- Hej! - krzyczę za nim.- Zapomniałeś się ukłonić! - szczerzę się, słysząc jak kroki stają się szybsze.Dobrze, myślę, niech się mnie boi.
Napieram na wielkie, drewniane drzwi, wykonane w tak samo kiepskim stylu jak wszystko wokół.
Wchodzę do środka i zamykam je za sobą z trzaskiem. Rozglądam się po pokoju, w którym jak zwykle panuje koszmarny bałagan. Papiery latają dosłownie wszędzie, kawałki drewna leżą rozrzucone wokół biurka, a notesy i zeszyty tworzą niezbyt przyjemną dla oka stertę przy regałach na książki, które są jedynym czystym i zadbanym miejscem w pomieszczeniu.
Podnoszę wzrok. Na fotelu za ciemnym, drewnianym biurkiem siedzi dobrze zbudowany mężczyzna o mocno czerwonych oczach i gładko ogolonej głowie. W pierwszej chwili ani trochę go nie poznaję, ale zaraz sobie przypominam- doradca mojego pana. Rozglądam się za samym władcą, ale nigdzie go nie widzę, a nie ma tam zbyt wielu miejsc, w których mógłby się schować.
Podchodzę do tandetnego, obdartego fotela naprzeciwko mężczyzny i rozsiadam się na nim. Wyciągam nogi na drewniany mebel między nami i wpatruję się w czubki moich butów.
- Czego chcecie tym razem? - pytam obojętnie, ale z lekkim wyrzutem.
Patrzy mi w oczy i uśmiecha się lekko. Stuka długimi palcami o blat i nie przestaje mi się przyglądać. Wzdycham i zaczynam oglądać swoje paznokcie. Czarne do brudu palce wręcz wołają o czystą wodę. Będę musiała o tym pamiętać, kiedy stąd wyjdę.
- Zdejmij nogi - odzywa się mężczyzna. Patrzę na niego z pogardą i oblizuję wargi, na co jego oczy odpowiadają rozszerzeniem źrenic.
- Zdejmij nogi panienko - poprawiam go.- I nie. Nie zdejmę ich. Tak mi wygodnie.
Uśmiecha się jeszcze szerzej, niemal się do mnie szczerzy, jakbym była długo oczekiwanym przez niego prezentem.
- Z czego się cieszysz, łysolu? - pytam z irytacją.- Gdzie, do jasnej cholery, jest mój pan?
- Patrzysz na niego - odpowiada powoli. Chyba myśli, że brzmi uwodzicielsko, ale raczej mu to nie wychodzi. Zrywam się z fotela i staję na równe nogi, kiedy dociera do mnie sens jego słów.
- Ty? - powtarzam.- To obraza! Jak możesz...
- Jego już nie ma, moja droga. I już nie będzie.
- Słuchaj no, tępaku. Jeśli zaraz nie powiesz mi, gdzie...
- Odszedł. Teraz ja tu jestem szefem, a ty mi podlegasz.
Przełykam ślinę. Biorę głęboki wdech. Mdli mnie na samą myśl o tym, że mam mu służyć.
- Nieodczekanie twoje.
Patrzy na mnie z nieskrywanym zainteresowaniem, jakbym była ciekawym okazem w muzeum. Może ocenia moją przydatność? Wolę jednak nie wiedzieć co się kryje w jego pustej głowie, w końcu ma w niej dużo miejsca na rzeczy inne niż mózg.
- Nie obchodzi mnie, czy ci się to podoba. I mam dla ciebie zadanie. Kolejna duszyczka do kolekcji- prostuje się.
- Kto? - pytam.
- Tym razem chłopak, siedemnaście lat. Ta zabawka będzie twoja, księżniczko.
Patrzę na niego z niesmakiem po czym próbuję przetrawić informacje. Teraz on tu rządzi. A ja mam następne zadanie, więc nie powinnam przecież narzekać. Mimo wszystko coś mi tu nie gra. Nie mam jednak zamiaru tracić czasu na niepotrzebne rozmyślania. Później to sobie ułożę, na razie muszę iść po broń.
- Gdzie? - dopytuję.
- Zaułek przy Drugiej. Pospiesz się, on już umiera, może ci uciec.
- Jasne. Ale kiedy wrócę, jeszcze sobie porozmawiamy - oznajmiam, mrużąc przy tym oczy. Rozglądam się znów po pokoju. Pstrykam palcami i podpalam kilka kartek papieru leżących na biurku.
- O czym takim?
- Chcę wiedzieć dokładnie, z najmniejszymi szczegółami, co się stało z Lucyferem.
- Niczego więcej nie wiem- mówi niewinnie.
- Jasne, a ja mam wąsy na kolanie.
Odwracam się na pięcie i szybkim krokiem wychodzę, z całej siły szarpiąc drzwiami, które z głośnym hukiem zatrzaskują się za mną. Nie patrzę za siebie tylko biegnę prosto do swojego pokoju. Wpadam do środka i rzucam się na podłogę. Pstrykam palcami, by zgasić płomienie i wsuwam dłoń pod łóżko. Wyszukuję sporych rozmiarów zawiniątko, które wyciągam i kładę na kolanach. Rozwijam materiał i rozkładam go na podłodze. Kilkanaście rodzajów sztyletów leży przede mną i czeka, aż któreś wybiorę. Podnoszę dwa błyszczące na niebiesko ostrza, jeden zielony i jeden przezroczysty nóż. Wrzucam resztę pod materac i otwieram szufladę koło łóżka. Wyciągam srebrną fiolkę do łapania dusz i wkładam ją do kieszeni na piersi. Broń mocuję przy pasku od spodni pod szatą i nakładam kaptur na głowę.
Moja twarz znajduje się teraz w cieniu i biedny chłopak nie zorientuje się nawet, kto po niego przyszedł. Rzadko kto wie, kim jestem. A młody siedemnastolatek nie ma pojęcia, że czeka go wyjątkowe spotkanie.
Spotkanie ze Śmiercią.
No, cieszymy się? Mam nadzieję, że tak :) Będę wdzięczna za opinie i komentarze, ale jeśli wchodzicie tu tylko po to, żeby się zareklamować, to nie będę wchodziła na Wasze blogi tylko je usuwała. Więc jeśli chcecie aktywności ode mnie, to przed wstawieniem linka do SPAMu skomentujcie przynajmniej ostatni rozdział. I to naprawdę przeczytany, a nie zerknięcie i krótkie "super" ;)
Dziękuję za uwagę, czekam na oceny <3 + chciałabym też wiedzieć, co myślicie o głównej bohaterce? :) Piszcie.
Pozdrawiam,
Weronika
- P-przepraszam. Nie zauważyłem panienki - tłumaczy się.
Rzucam mu wściekłe spojrzenie, spoglądam na swoją szatę i patrzę mu w oczy. Unoszę brodę, zadzieram materiał do góry i z całej siły depczę mu stopę.
-Wybacz. Nie zauważyłam panienki - mówię z wrednym uśmiechem, przeciągając samogłoski w ten śmieszny sposób, w jaki robi to on, specjalnie nazywając go „panienką”.
Omijam go, trącam w ramię i zostawiam, skaczącego na jednej nodze i jęczącego z bólu. Cóż, ciężkie obcasy czasem się przydają. Niestety nie udaje mi się pozbyć go na długo, gdyż już po chwili słyszę za sobą jego niezgrabne kroki. Liczę do pięciu, ale kiedy zauważam, że jest coraz bliżej, odwracam się szybko.
- Bu! - krzyczę mu prosto w twarz.
Potyka się, zaskoczony i ląduję pod moimi nogami. Z zawrotną prędkością podnosi się z podłogi i prostuje się, po czym poprawia czerwoną koszulę i zaciąga swój żałosny żółty krawat w kropki. Mierzę go wzrokiem, próbując się domyślić, czego znów ode mnie chce. Mrużę oczy. Krzyżuję ręce i przyglądam mu się wyczekująco.
- Ekhm - odchrząka.- Mam panienkę odeskortować do Wielkiej Sali.
Nie wytrzymuję i parskam śmiechem. Wielkiej Sali. Cóż, tak nazywa się pomieszczenie wielkości dużego biura, w którym urzęduje mój Pan. A co do jego eskorty...
- Ha! - Nie mogę przestać się śmiać.- Ty? Odeskortować? I niby przed czym mnie ochronisz? To ja będę miała dodatkowy problem i obciążenie w postaci pilnowania twojego tłustego tyłka, ty ośle!
Przez chwilę patrzy na mnie i wygląda, jakby miał się zaraz rozpłakać. Ale nie mam ochoty tego oglądać, więc postanawiam odrobinę się uspokoić, byle tylko nie słyszeć tego potwornego łkania.
- Dobra - mówię.- Zaprowadź mnie do tej Wielkiej Sali.
Uśmiecha się do mnie i już chwyta moją rękę, ale w porę ją wyszarpuję.
- Hej! - wrzeszczę.- Nie dotykaj mnie, albo porozmawiam sobie z Twoim szefem- ostrzegam.
Natychmiast spuszcza wzrok i patrzy w podłogę. Wysuwa się naprzód i zaczyna powoli iść. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że pan przewodnik zapomniał o świetle. Pstrykam palcami i moja dłoń staje w płomieniach, oświetlając korytarz. Mój strażnik zerka na mnie i otwiera szeroko oczy. Tupię w jego stronę, a on natychmiast odwraca się i oddala w popłochu. Idę za nim, udając, że jest mi do czegokolwiek potrzebny.
Nagle czuję pod stopami coś nieprzyjemnego i słyszę podejrzane chrupanie. Kieruję dłoń w dół i krzywię się z niesmakiem. Kości. Oczywiście, nasz gospodarz musiał urozmaicić i ten kawałek wnętrza. On myśli, że ma niezwykły gust, ale gdybym ja miała mu powiedzieć co o tym myślę, to wierzcie mi, ludzie nie wymyślili jeszcze tylu słów.
- T-to tutaj, panienko - jąka się służący.
- Tak, wiem - rzucam z wyższością.- A teraz spadaj, bo przypalę ci ten twój tani krawat.
- Dostałem go od dziadka! - protestuje.
- I co? Powinno mnie to obchodzić? Raczej nie - kończę, nie dając mu dojść do słowa i macham dłonią przy jego nosie. Odskakuje i odbiega w ciemność.
- Hej! - krzyczę za nim.- Zapomniałeś się ukłonić! - szczerzę się, słysząc jak kroki stają się szybsze.Dobrze, myślę, niech się mnie boi.
Napieram na wielkie, drewniane drzwi, wykonane w tak samo kiepskim stylu jak wszystko wokół.
Wchodzę do środka i zamykam je za sobą z trzaskiem. Rozglądam się po pokoju, w którym jak zwykle panuje koszmarny bałagan. Papiery latają dosłownie wszędzie, kawałki drewna leżą rozrzucone wokół biurka, a notesy i zeszyty tworzą niezbyt przyjemną dla oka stertę przy regałach na książki, które są jedynym czystym i zadbanym miejscem w pomieszczeniu.
Podnoszę wzrok. Na fotelu za ciemnym, drewnianym biurkiem siedzi dobrze zbudowany mężczyzna o mocno czerwonych oczach i gładko ogolonej głowie. W pierwszej chwili ani trochę go nie poznaję, ale zaraz sobie przypominam- doradca mojego pana. Rozglądam się za samym władcą, ale nigdzie go nie widzę, a nie ma tam zbyt wielu miejsc, w których mógłby się schować.
Podchodzę do tandetnego, obdartego fotela naprzeciwko mężczyzny i rozsiadam się na nim. Wyciągam nogi na drewniany mebel między nami i wpatruję się w czubki moich butów.
- Czego chcecie tym razem? - pytam obojętnie, ale z lekkim wyrzutem.
Patrzy mi w oczy i uśmiecha się lekko. Stuka długimi palcami o blat i nie przestaje mi się przyglądać. Wzdycham i zaczynam oglądać swoje paznokcie. Czarne do brudu palce wręcz wołają o czystą wodę. Będę musiała o tym pamiętać, kiedy stąd wyjdę.
- Zdejmij nogi - odzywa się mężczyzna. Patrzę na niego z pogardą i oblizuję wargi, na co jego oczy odpowiadają rozszerzeniem źrenic.
- Zdejmij nogi panienko - poprawiam go.- I nie. Nie zdejmę ich. Tak mi wygodnie.
Uśmiecha się jeszcze szerzej, niemal się do mnie szczerzy, jakbym była długo oczekiwanym przez niego prezentem.
- Z czego się cieszysz, łysolu? - pytam z irytacją.- Gdzie, do jasnej cholery, jest mój pan?
- Patrzysz na niego - odpowiada powoli. Chyba myśli, że brzmi uwodzicielsko, ale raczej mu to nie wychodzi. Zrywam się z fotela i staję na równe nogi, kiedy dociera do mnie sens jego słów.
- Ty? - powtarzam.- To obraza! Jak możesz...
- Jego już nie ma, moja droga. I już nie będzie.
- Słuchaj no, tępaku. Jeśli zaraz nie powiesz mi, gdzie...
- Odszedł. Teraz ja tu jestem szefem, a ty mi podlegasz.
Przełykam ślinę. Biorę głęboki wdech. Mdli mnie na samą myśl o tym, że mam mu służyć.
- Nieodczekanie twoje.
Patrzy na mnie z nieskrywanym zainteresowaniem, jakbym była ciekawym okazem w muzeum. Może ocenia moją przydatność? Wolę jednak nie wiedzieć co się kryje w jego pustej głowie, w końcu ma w niej dużo miejsca na rzeczy inne niż mózg.
- Nie obchodzi mnie, czy ci się to podoba. I mam dla ciebie zadanie. Kolejna duszyczka do kolekcji- prostuje się.
- Kto? - pytam.
- Tym razem chłopak, siedemnaście lat. Ta zabawka będzie twoja, księżniczko.
Patrzę na niego z niesmakiem po czym próbuję przetrawić informacje. Teraz on tu rządzi. A ja mam następne zadanie, więc nie powinnam przecież narzekać. Mimo wszystko coś mi tu nie gra. Nie mam jednak zamiaru tracić czasu na niepotrzebne rozmyślania. Później to sobie ułożę, na razie muszę iść po broń.
- Gdzie? - dopytuję.
- Zaułek przy Drugiej. Pospiesz się, on już umiera, może ci uciec.
- Jasne. Ale kiedy wrócę, jeszcze sobie porozmawiamy - oznajmiam, mrużąc przy tym oczy. Rozglądam się znów po pokoju. Pstrykam palcami i podpalam kilka kartek papieru leżących na biurku.
- O czym takim?
- Chcę wiedzieć dokładnie, z najmniejszymi szczegółami, co się stało z Lucyferem.
- Niczego więcej nie wiem- mówi niewinnie.
- Jasne, a ja mam wąsy na kolanie.
Odwracam się na pięcie i szybkim krokiem wychodzę, z całej siły szarpiąc drzwiami, które z głośnym hukiem zatrzaskują się za mną. Nie patrzę za siebie tylko biegnę prosto do swojego pokoju. Wpadam do środka i rzucam się na podłogę. Pstrykam palcami, by zgasić płomienie i wsuwam dłoń pod łóżko. Wyszukuję sporych rozmiarów zawiniątko, które wyciągam i kładę na kolanach. Rozwijam materiał i rozkładam go na podłodze. Kilkanaście rodzajów sztyletów leży przede mną i czeka, aż któreś wybiorę. Podnoszę dwa błyszczące na niebiesko ostrza, jeden zielony i jeden przezroczysty nóż. Wrzucam resztę pod materac i otwieram szufladę koło łóżka. Wyciągam srebrną fiolkę do łapania dusz i wkładam ją do kieszeni na piersi. Broń mocuję przy pasku od spodni pod szatą i nakładam kaptur na głowę.
Moja twarz znajduje się teraz w cieniu i biedny chłopak nie zorientuje się nawet, kto po niego przyszedł. Rzadko kto wie, kim jestem. A młody siedemnastolatek nie ma pojęcia, że czeka go wyjątkowe spotkanie.
Spotkanie ze Śmiercią.
No, cieszymy się? Mam nadzieję, że tak :) Będę wdzięczna za opinie i komentarze, ale jeśli wchodzicie tu tylko po to, żeby się zareklamować, to nie będę wchodziła na Wasze blogi tylko je usuwała. Więc jeśli chcecie aktywności ode mnie, to przed wstawieniem linka do SPAMu skomentujcie przynajmniej ostatni rozdział. I to naprawdę przeczytany, a nie zerknięcie i krótkie "super" ;)
Dziękuję za uwagę, czekam na oceny <3 + chciałabym też wiedzieć, co myślicie o głównej bohaterce? :) Piszcie.
Pozdrawiam,
Weronika
Przybył Lisi Krytyk, czyli Twoja Liska.
OdpowiedzUsuńFap, fap, fap~~ To tak na dobry początek ;)
Opisy mogłyby być ciut bardziej rozbudowane, jednak są ładne i dość dokładne, więc jakiś punkcik ode mnie masz.
Źle zapisujesz dialogi, Werciu ;c Wiem, że dialogi to nie jest ciepła bułeczka z masłem, jednakże poczytaj w internecie o ich zapisie.
Brak akapitów. I tu kolejna sprawa. Na blogspocie naprawdę ciężko się je robi, ale muszą być, ponieważ w innym przypadku nie jest to opowiadanie ;c Opko ma co najmniej trzy akapity, nie jest pisane ciągiem ;c Postaraj się o nie, zedytuj tekst ^.^
Więcej tych dialogów niż opisów, przystopuj odrobinę xD Następnym razem chcę dwa razy więcej opisów, dwa razy mniej dialogów, jasne? No x3
Okej, to tyle ode mnie. Ciekawa jestem, co się stało z biednym Luckiem ;cc
Pozdrawiam - Liska.
Nic innego powiedzieć nie mogę.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod komentarzem xLissaxx3
Teraz już wiem, że będę tu zaglądać.
A Ty nie waż mi się wypadać z roli :)
Nadal informuj mnie o nowych postach :)
Zapraszam do mnie na prolog i Pierwszy Rozdział :)
Usuńbez-wyjscia.blogspot.com
:)
Pozdrawiam :)
Po raz drugi w dniu dzisiejszym (co za piękny dzień) przekonuję się, że jesteś niesamowita w tym, co robisz. Uwielbiam, kocham i ubóstwiam Twoje opisy. Wprowadzasz mnie w te sytuacje, w klimat, który bardzo przypadł mi do gustu. Ten mrok, nutka tajemnicy.. ah! Bohaterkę też bardzo lubię, ma charakterek dziewczyna. Mylę się, czy też nie - jest śmiercią i za ten pomysł - wielki ukłon. Nigdy bym na to nie wpadła! Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny. Nigdy nie rezygnuj z pisania i prowadź bloga do końca. Będę Twoją stałą czytelniczką.
OdpowiedzUsuńWchodząc na ten blog, zakochałam się <3 Grafika/szablon cudny 10/10! Czcionka czytelna i idealna. Opowiadanie bez zarzutów, lecz ... ja lubię, gdy tekst jest wyjustowany (równy), wtedy lepiej i szybciej się czyta. Błędów nie widzę...
OdpowiedzUsuńZ kalamitem trafiłaś w sam środek mego serca, dziękuję~! :D
z czym? xd jakim kalamitem? XD
Usuńkurczę, jedni chcą akapitów i nie wiadomo czego, inni żeby tekst był równy... ja nie mogę ludzie zdecydujcie się i dogadajcie między sobą xd
A następny rozdział pewnie niedługo, ale niczego nie obiecuję. Zapraszam do obserwowania, by być na bieżąco :)
Pozdrawiam,
Weronika
kiedy next rozdział? ^^
OdpowiedzUsuńAleż ona jest dla niego nie miła. Biedny. Wyobrażam sobie niezdarnego chłopaka, który wydaję się być młody, bo ktoś starszy przestraszyłby się „buu”, aż tak mocno, że potknąłby się o własne nogi. Dodatkowo to buu usłyszał będąc w dość daleko, skoro od jego stóp do jej dzieliła go odległość całego ciała. Z drugiej strony on jest naprawdę zabawny, polubiłam tę jego niezdarność.
OdpowiedzUsuńCo do samej głównej bohaterki to kobieta pewna siebie. Podoba mi się taka, uwielbiam mocne kreację charakterów w opowiadaniach i ona jest taka ognista i arogancka i nic sobie z innych nie robi. Jest trochę samolubem, ale mimo wszystko nie jestem na nią zła. Dopiero w połowie rozdziału rozjaśnia mi się, że chodzi o diabła. Wcześniej nie wiedziałam. Wtedy też wszystko zaczyna mi się składać w całość, wystrój, charaktery postaci, strach i nieludzkie zdolności dziewczyny.
Zapowiada się na naprawdę dobrej klasy fantastykę. Szczególnie, że nie jest to nic szablonowego, raczej odmienna tematyka od wszystkich tych, które spotkałam. Zaciekawiłam się, dlatego będę obserwowała.
Przepraszam, że zostawiłam link do swojego bloga w SPAMIE. Po prostu od momentu rozpoczęcia pisania skomentowałam już tyle rozdziałów z opowiadaniami , że postanowiłam spróbować też innej formy i trochę „pospamować”. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła.
po to jest SPAM skarbie :3 i dziękuję za tak pozytywne słowa, to daje dużo motywacji i sprawia, że czuję, iż może naprawdę jestem w tym niezła :) Dziękuję <3
UsuńPozdrawiam,
Weronika
Rozdział bardzo interesujący, dlatego mam nadzieję, że jednak weny Wam nie zabraknie i będziecie brnęły dalej. ;3
OdpowiedzUsuńPowodzenia.
niesamowity ten rozdział:D masz talent do pisania:) czekam na następny rozdział:D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, masz to cos i oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńŻycze weny i czekam na kolejny rozdział :)
Ps. Zapraszam do mnie ^^ i Obserwujee :)
Usuńhttp://storybelel.blogspot.com/
Och, naprwdę świetnie! Możesz być dumna, bo naprwdę rzadko dodaje komentarze z jakąkolwiek opinią. Jednak u Ciebie nie zastanawiałam się. Jest WSPANIALE!!! Czekam na rozdział drugi :D
OdpowiedzUsuńWow świetne nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Clary :D
Przeczytałam wszystko jednym tchem - cudownie piszesz!
OdpowiedzUsuńWspaniały wygląd bloga, genialny pomysł na opowiadanie i talent autorki doskonale łączą się w jedną, cudowną całość. Jestem pod wrażeniem. (;
Czekam ze zniecierpliwieniem na ciąg dalszy!
Świetnie! Genialnie! Niesamowite!
OdpowiedzUsuńTo jest najlepsze opowiadania jakie czytałam.. a uwierz mi jest ich dużo. :D
Masz ogromny talent! Wspaniale wprowadzasz w ten klimat opowiadania.
Znakomity pomysł na opowiadanie..
Tylko czytać!
Będę tu teraz zaglądać! (czytelniczka) :D
Pozdrawiam, i zapraszam na mój blog. Zależałoby mi na Twojej opinii o moim blogu> :)
http://crimeiseverywhereopowiadania.blogspot.com/
Bardzo ciekawe piszesz bardzo mi się podoba w wolnym czasie poczytam resztę a niektóre twoje teksty mnie rozwijają typu np z tym oslem lub krawatem pozdrawiam
OdpowiedzUsuń