Oddycham
ciężko, moje serce bije nienaturalnie szybko. To mój prezent od
Lucyfera. Nie wiem dlaczego przypuszczał, że będę tego chciała,
ale sprawił, że dostałam ludzkie cechy takie jak potrzeba
zaczerpnięcia powietrza czy przyspieszony puls. Powiedział, że
kiedyś będę mu za to wdzięczna. Wciąż nie wiem, co miał wtedy
na myśli.
Czuję
przyciskający mnie do ziemi ciężar. Wciągam brzuch, wciskam
dłonie pod ciało mężczyzny i powoli zsuwam je z siebie, krzywiąc
się przy tym z odrazą. Przez chwilę patrzę na nie, bezwładnie
leżące obok, jego palce przy moich. Odsuwam się, drżąc lekko z
szoku i obrzydzenia. Wiem, że żyje, czuję to. Nie tak łatwo go
zabić. Niestety, jego przyjaciel nie miał tyle szczęścia i siły.
Wystarczyło mi skupić się na nim przez chwilę. Poszło
zdecydowanie zbyt łatwo i wiem, że muszę szybko się stąd
zbierać.
Wstaję
powoli, moje kolana strzelają, prostując się, a kostka
zdecydowanie jest spuchnięta. To z kolei wady bycia w pewnej części
człowiekiem. Otrzepuję szatę z pyłu i kamyków, po czym prostuję
się i rozglądam wokół. Przy metalowych śmietnikach widzę
skulone ciało chłopaka, po którego przyszłam. Zrywam się i
podbiegam do niego, pod koniec ślizgając się na kolanach. Obracam
go na plecy i widzę poranioną twarz i zlepione krwią czarne
kosmyki leżące łagodnie na skroniach. Dostrzegam ciemną plamę na
jego koszulce i wzdrygam się na samą myśl o tym, jak się
wykrwawiał świadomy tego, co nadchodzi. Kiedy już myślę, że
gorzej być nie może, a jego dusza zaraz wypłynie z ciała
zauważam, że jego ręka drży. Przenoszę wzrok na twarz chłopaka
w samą porę, by zauważyć, jak powieki się unoszą ukazując
najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziałam. Ich
intensywność na chwilę mnie rozprasza, ale muszę z powrotem się
skupić. Patrzy na mnie. Nagle zrywa się, zaczyna kaszleć, a po
jego wardze spływa szkarłatna krew. Dłoń chłopaka gwałtownie
zaciska się na moim nadgarstku, a ja myślę o tym, że nikt po kogo
przyszłam jeszcze nigdy mnie nie dotknął. Przez moją głowę
przewijają się sceny i chwile, w których zabierałam ludzkie dusze
ze sobą. Zawsze majaczące. Zawsze przestraszone. Zawsze odległe.
- Kim jesteś? - pyta niespodziewanie ciemnowłosy, a ja dopiero teraz zauważam, że znów leży spokojnie.
Przygląda mi się wyczekująco, jakbym mogła powiedzieć mu wszystko, odpowiedzieć na każde pytanie, jakie mi zada. Problem w tym, że nie mogę. Nie wiem dokładnie jak zginął. Brzydzę się samej myśli o tym, co ci dranie mu tutaj robili. Zastanawiam się, jak się odezwać. Jak złożyć litery w zdanie, czy nawet słowo, które będzie miała jakikolwiek sens. Zwłaszcza dla niego.
- Nikim ważnym - mówię, żeby przerwać ciszę.
- Aniołem? - pyta.- Wyglądasz jak anioł - oznajmia z całkowitym przekonaniem.
Próbuję się uśmiechnąć, ale ciężko to zrobić ze świadomością, że to właśnie ja zaraz ostatecznie zakończę jego życie. W końcu udaje mi się unieść kąciki ust, chociaż wygląda to zapewne bardziej jak grymas.
- Nie. Żaden ze mnie anioł - postanawiam mówić prawdę, niech chociaż ostatnia osoba, która zobaczy go nie okłamuje. - Przyszłam po ciebie.
- Więc jesteś Śmiercią? - pyta wprost.
Sztywnieję, wszystkie moje mięśnie się napinają. Wbijam wzrok w materiał jego koszulki, na którym widzę powiększającą się ciemną plamę. Zaciskam powieki i mnę w palcach materiał szaty. Jeszcze nikt nie zadał mi takiego pytania. Nie domyślali się. Widzieli we mnie tego, kogo chcieli widzieć na końcu. Matkę, ojca, ukochaną...
- Jak dla ciebie wyglądam? - W jego oczach pojawia się zaskoczenie, chyba nie rozumie o co mi chodzi.- Opisz mnie - dorzucam.
Zastanawia się, mruży oczy, zagryza wargę i porusza palcami. Wciąż trzyma mój nadgarstek. Przez kilka niekończących się sekund panuje niemal namacalna cisza, która pochłania każdy centymetr mojego ciała. Wreszcie nabiera powietrza, choć sprawia mu to widoczną trudność.
- Masz szare oczy. Jak niebo w czasie burzy. I czarne włosy. Jakbyś miała na głowie krucze pióra- opowiada. - Zarumienione policzki, mały, trochę zadarty nos. I lekko sine linie pod dolnymi powiekami. Jesteś też dosyć blada. - Uśmiecha się z trudem. - Ale to chyba nic dziwnego, jeśli mam rację.
Krew tężeje w moich żyłach, włosy na rękach stają dęba, jakby ktoś poraził mnie prądem. On nie może wiedzieć, kim jestem. Pewnie bredzi przed odejściem, a to wszystko jest tylko dziwnym zbiegiem okoliczności. Już mam nachylić się nad nim i zabrać duszę, po czym odejść spokojnie i wrócić do Podziemia. Jak zwykle. Zbliżam twarz do jego twarzy. On wie jak wyglądam. Widzi mnie. Mnie. Taką, jaka jestem. Nie, nie mogę. Muszę- myślę z nikłym przekonaniem.
- Mogę ci pomóc - mówi, a wtedy mięknę całkowicie, a te trzy słowa przesądzają o moich następnych ruchach. Prostuję się i zdzieram z siebie wierzchnią szatę. Siedzę przy nim w samej koszuli na guziki i czarnych spodniach, oraz całym ekwipunkiem, jaki ze sobą zabrałam. Rozszarpuję czarną tkaninę i podciągam jego niebieski sweter na pierś. Wsuwam dłoń pod jego plecy i delikatnie go unoszę. Obwiązuję jego brzuch najczystszym kawałkiem szaty i naciskam ręką na miejsce, w którym znajduje się rana. Chłopak jęczy i zaciska palce na moim nadgarstku, aż czuję przesuwające się kości. Czuję pod palcami twardy zarys ledwo wyrobionych mięśni i miękką skórę tam, gdzie nie zakrywa jej materiał. Skupiam się na tym, by pomóc ranie się zasklepić. Staram się skierować krew z powrotem do jego żył, by znów krążyła. Ledwie słyszę jego urywany oddech, niknący gdzieś pod żebrami. Muszę mu jakoś pomóc, ale życie już dawno zaczęło z niego wyciekać. Widzę, jak oczy zachodzą mu mgłą. Nie chcę sprawiać mu cierpienia, ale mam wrażenie, że to co mówi, nie jest tylko bezsensownym majaczeniem. Mówił o Lucyferze. Jestem pewna. A ja muszę go znaleźć, choćby nie wiem co. A bez chłopaka będzie trudniej i wolniej. Potem będzie mógł zrobić co zechce, o ile uda mi się pozbawić go pamięci. Nie może wiedzieć, kim jestem, by wrócić do swojego świata dziewczyn i sportowych samochodów. W dodatku wie, jak wyglądam. To zbyt wiele. Ale jest mi potrzebny. Później będę się zastanawiała, co z nim dalej zrobić.
- Będzie dobrze- mamroczę. - Pomogę ci.
Unosi powieki i wlepia we mnie wzrok. A raczej w coś, co jest za mną. Widzę w jego oczach przerażenie, pod wpływem którego odwracam się i uderzam pięścią w przestrzeń. Moja zaciśnięta dłoń zatrzymuje się na brzuchu Jim'a. Pstrykam palcami, ale nie zdążam, on już trzyma mnie za łokieć. Ręka chłopaka bezwładnie opada na beton, a ja kopię napastnika i odtaczam się jak najdalej od leżącego we krwi biedaka. Mężczyzna rzuca się na mnie, ale ja odbijam się od ściany zaułka i wskakuję mu na ramiona. Zapominam o nożach przy pasku. Blondyn bierze jeden z nich i wymachuje nim na wszystkie strony, próbując mnie trafić. Rozcina moje udo, a ja krzyczę głucho i zaciskam zęby. Ściskam jego szyję między nogami i szarpię się do tyłu. Przewracam go i odtaczam się w bok tuż przed tym, jak upada na ziemię. Wstaję, podchodzę i wyciągam mu sztylet z dłoni. Wbijam go w plecy Jim'a i myślę o leżącym kilka metrów za mną chłopaku. Wyszarpuję ostrze, wycieram je w spodnie i kulejąc, biegnę w jego stronę. Siadam i wracam do moich starań utrzymania go przy życiu. Zaciskam materiał mocniej i usiłuję zignorować pulsujący ból w nodze. Kładę mu dłoń na szyi i z ulgą stwierdzam, że jest ciepła. Po raz kolejny otwiera oczy i trzepocze rzęsami.
- Nie wiem, jak się nazywasz.
- Ty też się nie przedstawiłeś - zauważam, próbując zachować pogodny ton.
- Kim jesteś? - pyta niespodziewanie ciemnowłosy, a ja dopiero teraz zauważam, że znów leży spokojnie.
Przygląda mi się wyczekująco, jakbym mogła powiedzieć mu wszystko, odpowiedzieć na każde pytanie, jakie mi zada. Problem w tym, że nie mogę. Nie wiem dokładnie jak zginął. Brzydzę się samej myśli o tym, co ci dranie mu tutaj robili. Zastanawiam się, jak się odezwać. Jak złożyć litery w zdanie, czy nawet słowo, które będzie miała jakikolwiek sens. Zwłaszcza dla niego.
- Nikim ważnym - mówię, żeby przerwać ciszę.
- Aniołem? - pyta.- Wyglądasz jak anioł - oznajmia z całkowitym przekonaniem.
Próbuję się uśmiechnąć, ale ciężko to zrobić ze świadomością, że to właśnie ja zaraz ostatecznie zakończę jego życie. W końcu udaje mi się unieść kąciki ust, chociaż wygląda to zapewne bardziej jak grymas.
- Nie. Żaden ze mnie anioł - postanawiam mówić prawdę, niech chociaż ostatnia osoba, która zobaczy go nie okłamuje. - Przyszłam po ciebie.
- Więc jesteś Śmiercią? - pyta wprost.
Sztywnieję, wszystkie moje mięśnie się napinają. Wbijam wzrok w materiał jego koszulki, na którym widzę powiększającą się ciemną plamę. Zaciskam powieki i mnę w palcach materiał szaty. Jeszcze nikt nie zadał mi takiego pytania. Nie domyślali się. Widzieli we mnie tego, kogo chcieli widzieć na końcu. Matkę, ojca, ukochaną...
- Jak dla ciebie wyglądam? - W jego oczach pojawia się zaskoczenie, chyba nie rozumie o co mi chodzi.- Opisz mnie - dorzucam.
Zastanawia się, mruży oczy, zagryza wargę i porusza palcami. Wciąż trzyma mój nadgarstek. Przez kilka niekończących się sekund panuje niemal namacalna cisza, która pochłania każdy centymetr mojego ciała. Wreszcie nabiera powietrza, choć sprawia mu to widoczną trudność.
- Masz szare oczy. Jak niebo w czasie burzy. I czarne włosy. Jakbyś miała na głowie krucze pióra- opowiada. - Zarumienione policzki, mały, trochę zadarty nos. I lekko sine linie pod dolnymi powiekami. Jesteś też dosyć blada. - Uśmiecha się z trudem. - Ale to chyba nic dziwnego, jeśli mam rację.
Krew tężeje w moich żyłach, włosy na rękach stają dęba, jakby ktoś poraził mnie prądem. On nie może wiedzieć, kim jestem. Pewnie bredzi przed odejściem, a to wszystko jest tylko dziwnym zbiegiem okoliczności. Już mam nachylić się nad nim i zabrać duszę, po czym odejść spokojnie i wrócić do Podziemia. Jak zwykle. Zbliżam twarz do jego twarzy. On wie jak wyglądam. Widzi mnie. Mnie. Taką, jaka jestem. Nie, nie mogę. Muszę- myślę z nikłym przekonaniem.
- Mogę ci pomóc - mówi, a wtedy mięknę całkowicie, a te trzy słowa przesądzają o moich następnych ruchach. Prostuję się i zdzieram z siebie wierzchnią szatę. Siedzę przy nim w samej koszuli na guziki i czarnych spodniach, oraz całym ekwipunkiem, jaki ze sobą zabrałam. Rozszarpuję czarną tkaninę i podciągam jego niebieski sweter na pierś. Wsuwam dłoń pod jego plecy i delikatnie go unoszę. Obwiązuję jego brzuch najczystszym kawałkiem szaty i naciskam ręką na miejsce, w którym znajduje się rana. Chłopak jęczy i zaciska palce na moim nadgarstku, aż czuję przesuwające się kości. Czuję pod palcami twardy zarys ledwo wyrobionych mięśni i miękką skórę tam, gdzie nie zakrywa jej materiał. Skupiam się na tym, by pomóc ranie się zasklepić. Staram się skierować krew z powrotem do jego żył, by znów krążyła. Ledwie słyszę jego urywany oddech, niknący gdzieś pod żebrami. Muszę mu jakoś pomóc, ale życie już dawno zaczęło z niego wyciekać. Widzę, jak oczy zachodzą mu mgłą. Nie chcę sprawiać mu cierpienia, ale mam wrażenie, że to co mówi, nie jest tylko bezsensownym majaczeniem. Mówił o Lucyferze. Jestem pewna. A ja muszę go znaleźć, choćby nie wiem co. A bez chłopaka będzie trudniej i wolniej. Potem będzie mógł zrobić co zechce, o ile uda mi się pozbawić go pamięci. Nie może wiedzieć, kim jestem, by wrócić do swojego świata dziewczyn i sportowych samochodów. W dodatku wie, jak wyglądam. To zbyt wiele. Ale jest mi potrzebny. Później będę się zastanawiała, co z nim dalej zrobić.
- Będzie dobrze- mamroczę. - Pomogę ci.
Unosi powieki i wlepia we mnie wzrok. A raczej w coś, co jest za mną. Widzę w jego oczach przerażenie, pod wpływem którego odwracam się i uderzam pięścią w przestrzeń. Moja zaciśnięta dłoń zatrzymuje się na brzuchu Jim'a. Pstrykam palcami, ale nie zdążam, on już trzyma mnie za łokieć. Ręka chłopaka bezwładnie opada na beton, a ja kopię napastnika i odtaczam się jak najdalej od leżącego we krwi biedaka. Mężczyzna rzuca się na mnie, ale ja odbijam się od ściany zaułka i wskakuję mu na ramiona. Zapominam o nożach przy pasku. Blondyn bierze jeden z nich i wymachuje nim na wszystkie strony, próbując mnie trafić. Rozcina moje udo, a ja krzyczę głucho i zaciskam zęby. Ściskam jego szyję między nogami i szarpię się do tyłu. Przewracam go i odtaczam się w bok tuż przed tym, jak upada na ziemię. Wstaję, podchodzę i wyciągam mu sztylet z dłoni. Wbijam go w plecy Jim'a i myślę o leżącym kilka metrów za mną chłopaku. Wyszarpuję ostrze, wycieram je w spodnie i kulejąc, biegnę w jego stronę. Siadam i wracam do moich starań utrzymania go przy życiu. Zaciskam materiał mocniej i usiłuję zignorować pulsujący ból w nodze. Kładę mu dłoń na szyi i z ulgą stwierdzam, że jest ciepła. Po raz kolejny otwiera oczy i trzepocze rzęsami.
- Nie wiem, jak się nazywasz.
- Ty też się nie przedstawiłeś - zauważam, próbując zachować pogodny ton.
Marszczy
brwi, jakby chciał sobie przypomnieć, co się do tej pory
wydarzyło. Patrzę na niego jeszcze przez chwilę, po czym kieruję
wzrok z powrotem na jego brzuch. Plama na materiale się nie
powiększa, więc staram się być dobrej myśli, choć nie jest to
coś, co mi najlepiej wychodzi.
Robi mi się słabo. Mnóstwo energii zużyłam na próbie uzdrowienia go, ale jako Śmierć widzę, że to nie wystarczy na długo. Wytrzyma jakiś czas, a potem... Ciemna mgła zasnuwa moje spojrzenie.
- Ledwie się poznaliśmy, a ty już mnie rozebrałaś - słyszę jego lekko rozbawiony głos dobiegający jakby z oddali. Rozbrzmiewa echem w mojej głowie, gdy ciemność mnie pochłania.
I jak? :) Podobało się? Zostaw komentarz, zaobserwuj! Nie podobało się? Napisz, dlaczego! :) Do napisania, mam nadzieję, że nie będę musiała zawiesić ani usunąć tego bloga <3 (na razie się nie martwcie, mówię tak ogólnie, na przyszłość xd)
Pozdrawiam,
Nika
Robi mi się słabo. Mnóstwo energii zużyłam na próbie uzdrowienia go, ale jako Śmierć widzę, że to nie wystarczy na długo. Wytrzyma jakiś czas, a potem... Ciemna mgła zasnuwa moje spojrzenie.
- Ledwie się poznaliśmy, a ty już mnie rozebrałaś - słyszę jego lekko rozbawiony głos dobiegający jakby z oddali. Rozbrzmiewa echem w mojej głowie, gdy ciemność mnie pochłania.
I jak? :) Podobało się? Zostaw komentarz, zaobserwuj! Nie podobało się? Napisz, dlaczego! :) Do napisania, mam nadzieję, że nie będę musiała zawiesić ani usunąć tego bloga <3 (na razie się nie martwcie, mówię tak ogólnie, na przyszłość xd)
Pozdrawiam,
Nika